wtorek, 19 maja 2015

Niedziela rajdowa




 Ubrałem się ciepło. I dobrze. Otwarte przestrzenie okolic Lubomierza smagały kibiców zimnym oddechem Karkonoszy, z których to strony ów oddech z różnym natężeniem nadciągał przez otwartą przestrzeń jaka nas od tychże dzieliła.




  Nie jestem kibicem rajdów samochodowych. Wczoraj do tego wniosku doszedłem po kilometrach dojazdów po jakichś zachaszczonych zadupiach i podmokłych łączkach pełnych żółtego kwiecia. Dla powąchania spalin i kopcia z tartych opon nie byłbym w stanie się aż tak poświęcić, ale dla tych terenów i ich okolic już bardziej. Dla rzędów kibiców /zwłaszcza miejscowych/, ich obejść, sklepów, świetlic wiejskich i czapek z daszkiem zdradzających swymi zdobieniami ich rodowód wywodzący się w prostej linii z najznamienitszych teamów fabrycznych, na których to szoferów głowach spoczywały one podczas największych rajdowych triumfów. Kiedyś oczywiście, lata temu, dziesiątki prań i tyleż ekspozycji na suszaku, w otwartym słońcu i karkonoskim ożywczym podmuchu.







   Kierowca dowożący, wypracowujący sobie na samochodowym komputerze pokładowym super niską średnią spalania jechał tak, że miałem ochotę wysiąść i podbiec na nogach. Po odpowiednio długim czasie jazdy dotarliśmy na miejsce, gdzie miejscowi piechurzy już siedzieli na pozycjach. Po piechurach dotarli rowerzyści na składakach i damkach z kołami od BMXa, za nimi przybiegły ciekawskie psy. Psy stanowiły równie ciekawą mieszankę elementów składowych jak rowery i garderoba /czy też obejścia/ miejscowych. 

  Dość wspomnieć najciekawszą psią hybrydę jaką miałem okazję w życiu widzieć. Mianowicie, pies będący krzyżówką owczarka niemieckiego z jamnikiem. Tak jakby owczarkowi uciąć łapy w jednej czwartej długości, i te kikuty które zostały w dwóch trzecich długości złamać, i odchylić do zewnątrz. Taka pokraka. Pewnie wyśmiewany i wyszydzany był od szczeniaka, bowiem niesamowicie nieufny i płochliwy. Ilekroć zwróciłem się w jego stronę z aparatem, ten jak rażony prądem jął spieprzać co sił w tych pokracznych łapkach ku najbliższym zaroślom, a jeśli w pobliżu był rów - to do rowu, i rowem przed siebie. Niczym kolumna uchodźców ostrzeliwanych z pokładu samolotu przez niemieckiego lotnika w roku 39.  

 Tak mi się skojarzyło.


 

3 komentarze:

  1. Kiedys zaproponowano mi bilety na F1. Podobno jakies premium miejsca. Za darmo. Juz mialam sie wybrac kiedy uslyszalam z ust kolegi taki komentarz: Spedzisz tam z dojazdem caly dzien bo najpierw trzeba sie tam dostac na ten parking potem na tor/widownie (a nie mieszkalam wtedy daleko) potem siedzisz przez iles godzin na widowni i czekasz bo wczesniej jakies treningi i inne duperele. Jedyne co doswiadczysz to halas i kupe smrodu palenia opon. I beda jezdzic w kolko. Moze nawet rozpoznasz swojego faworyta (nie mialam wtedy zadnych i nie mam do dzis). A potem jak juz sie skonczy rozpocznie sie wedrowka ludow na parking. I wyjazd z parkingu, ustawiona bedziesz w dluuuugiej kolejce, ludzie beda sie niecierpliwic, ty sie zaczniesz niecierpliwic i na koncu stwierdzisz, ze tak naprawde to nigdy cie ten sport nie interesowal. I nigdy wiecej sie nie wybierzesz na F1 ponownie. I tak o to nigdy sie nie wybralam. Nawet za pierwszym razem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O powrocie już nie wspominałem, powroty mają to do siebie, że wszyscy wracają w jednym czasie, i to wobec trudności dojazdowych jest już cięższa jazda :)

      Usuń
  2. Nie byłam nigdy i kto wie czy kiedyś będę :)

    OdpowiedzUsuń

Dodając komentarz:
- jeśli masz stronę/bloga na innej platformie wybierz: "nazwa/adres URL'', gdzie w polu "nazwa" wpisujesz nazwę, w polu "URL" wklejasz adres strony/bloga. Jeśli nie posiadasz takowych - po prostu wpisz swój nick w polu "nazwa". Będzie miło zwracać się "po nazwie"
- jeśli wybierasz "Anonimowy" - na końcu komentarza wpisz swój nick.
Weryfikacja obrazkowa jest wyłączona. Dzięki za wpis.