Trzy dni od rozpoczęcia pospolitego udręczenia mija dziś. Trzy dni od kolan, cztery dni od stołu. Dwa dni od Walentego. Sprane róże dziewczynek taplają się w brudnym śniegu , róże wyświechtane, infantylne i błyszczące. Obrazki ze świata fantazji drukowane na mokrym plastiku, mokry plastik na mokrym śniegu i błocie. Upaćkane róże, upaćkane uśmiechy. Trzy dziewczynki na tysiąc metrów kwadratowych. Dwóch ojców na trzy tysiące metrów kwadratowych. A od wczoraj jeden szczęśliwiec na jedną nagrodę.
W pudełkach na ludzi, w szufladach na życia jedna osoba na dziesięć metrów kwadratowych, czternaście sieci wi-fi na metr kwadratowy, sześć megabitów na człowieka, cztery metry kwadratowe na człowieka, jeden człowiek na pół człowieka, jedne drzwi na pięćdziesięciu ludzi, jedno życie na stu ludzi. Błoto i psie kupy.
Dzień po przelocie asteroidy nie zmieniło się nic, jakby ten koniec miał być nieważny, bo niezapowiedziany. Smuga na niebie, prawie jak w filmie. Film chyba wszyscy już widzieli, wrażenia więc to nie robi. Pięćdziesiąt osiem dni od rozpoczęcia zimy, sześć dziur na metr kwadratowy asfaltu. Wysypane gliniastym piachem i solą. Wycieraczki rozmazują błoto, rozmazane błoto przymarza. Miasto oddycha dymem. Pada. Ulice są puste. Śmietniki są pełne.
Podobno w 2030 roku, w miliardowych metropoliach będzie mieszkał co ósmy mieszkaniec naszej planety. Będą funkcjonować kombinaty do życia z fatalnymi dla niego warunkami.
Nie będzie słońca i wiatru.
Pittfallu, aleś pesymistycznie zwizualizował teraźniejszość i przyszłość. Przyznam jednak, że podzielam troszkę odczucia zawarte w Twoich literach. Za często jesteśmy optymistami nie dostrzegając upierdliwości dnia codziennego dobierających się do nas choćby przez dziury w asfalcie:-)
OdpowiedzUsuńDziury w drogach winny być osobną instytucją państwową - dają pracę wieeelu ludziom, dają kopa do dalszych karier, dają nadzieję i dają strawę ;)
OdpowiedzUsuńA w tych wszystkich statystycznych cyferkach ja mam swój "udział", zawieram się wszędzie. Liczę się. Do wszystkiego. I beze mnie nic się nie liczy choć na tle wszystkiego wypadam blado a właściwie w ogóle... Bo na tle wszystkiego w ogóle się nie liczę... Pyłek marny, miernota, nawet nie cyferka a jej ułamek setny, tysięczny, miliomowy, nano nawet... Jednak nadal liczeniu podlegam. Potrafię nawet niewidoczną być, jakby mnie nie było a jestem przecież.
OdpowiedzUsuńO .... i taki fajny pesymistyczny optymizm rozkłada mnie na łopatki.
OdpowiedzUsuńLubuję się w takich stanach ...
Może trzeba to leczyć?;-))
A po co? :)
UsuńPrzecież Twój /mój też/ wszechświat trwa i trwać z Tobą /mną też/ będzie aż się nie skończy ;)
Żadne lekarstwo oprócz zrównoważonego pesymistycznego optymizmu tu nie pomoże :)))
Mnie tam z tym dobrze ... myślę nawet, że ja to wesołek taki przerozkoszny jestem;-)) ... ale czasem widzę jak patrzą "spod byka": dziwna ta baba jakaś. Niby mam to wiadomo gdzie ... no ale jednak widzę, że patrzą.
Usuń;-)))dobry dla równowagi będzie pewnie optymizm pesymistyczny;)
Jednak jest ten no ..."złoty środek" :). I dobrze jak dobrze, bo jak Tobie dobrze to i innym/mi lepiej. Ziarnko do Irminki i świat naprawiony ;)
UsuńŚwietne.
OdpowiedzUsuńPo prostu świetne.
Będą, będą słońce i wiatr... ;-) Nie wierzę, że nie.
Dobry jest trzeba to przyznać, ma mocne pióro.
OdpowiedzUsuńyhyyyy... ;)
Usuń