poniedziałek, 27 lutego 2017

Sedes

   
  Sedes, jakby się dobrze rozejrzał, to objął by zasięgiem wzroku trzy kraje. Dwa, wobec których jeden czuje się lepszy, oraz ten jeden właśnie, który czuje się lepszy od reszty.
 
  Objął by znajdujący się za plecami podmiejski wąwóz z miejscem na ognisko i dwoma mostkami nad szemrzącym strumykiem,  cztery ławki na których można siedzieć wygrzewając twarz w przenikających korony drzew promieniach słońca. Murowany z cegieł okrąg do bezpiecznego palenia ognia w lesie.

  Objął by, jakby było to jakiś czas wcześniej. Bo najpierw połamali barierki od mostków. Spalili w ceglanym okręgu. Później wyrywali do palenia z tych mostków deski, tak, że zostały dwie przerzucone przez strumyk belki z wystającymi tu i ówdzie gwoździami. To samo zrobili z drugim mostkiem, z tym, że przerzucone nad strumykiem belki również skończyły w ceglanym do palenia ognisk okręgu. Podobny los spotkał deski z ławek, które stały się pozornie bezładnie rozmieszczonymi prefabrykatami z betonu, które to ktoś z niewiadomych powodów wyrwał z ziemi i położył tuż obok. Krótko po tym ktoś zaczął wybierać z prowadzących do mostków ścieżek betonowe kostki. Co ładniejsze kamienie ze skarp strumyka również.

  Wjazd do podmiejskiego wąwozu stał się miejscem samochodowych igraszek pozamałżeńskich kochanków. Kochankowie wjeżdżali w leśną dróżkę, i tam oddawali się konsumpcji swych fizyczności pośród zalegających nieopodal popakowanych- bądź też luźno rozrzuconych śmieci.  Z uwagi na coraz większą ich ilość kochankowie musieli zatrzymywać się coraz bliżej drogi, przez co stawały się ich samochody z drogi nazbyt widoczne. Nie dane było im jednak wjeżdżać tam w nieskończoność, bowiem wjazd do wąwozu ktoś zawalił mającą uniemożliwić wjazd doń wywrotką ziemi.

  I tu intensywność życia wokół wąwozu spadła. Nie ma tam za bardzo po co iść, wjechać też za bardzo nie ma jak. Funkcjonalność tego miejsca spadła niemal do zera. Worki ze śmieciami pojawiały się nieregularnie w rowach, na poboczach, albo rozścielały się po okolicznych krzakach jakby czekając na zwykle niosący ocieplenie południowy wiatr, który wplecie je w korony drzew, albo poniesie hen, w daleki świat. Nuda ogarnęła okolicę, wkradła się powtarzalność przerwana jakąś plastikową choinką, albo pstrokatym jeździdełkiem dla dzieci zalegającym w rowie, które to przyciągały wzrok na moment, albo dwa.

  Wtedy pewnie w tę nudę wszedł ktoś targający przed sobą stary kibel. Z jakichś powodów wybrał to miejsce. Nie chcę wiedzieć z jakich powodów wybrał ten sposób pozbycia się niepotrzebnego klopa.

  Wypieprzył go w miejscu, z którego widok rozciąga się na trzy kraje. Dwa, wobec których jeden czuje się lepszy, oraz ten jeden właśnie, który czuje się lepszy od reszty. W miejscu, w którym nic się już nie dzieje. Wszystkie deski zostały spalone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dodając komentarz:
- jeśli masz stronę/bloga na innej platformie wybierz: "nazwa/adres URL'', gdzie w polu "nazwa" wpisujesz nazwę, w polu "URL" wklejasz adres strony/bloga. Jeśli nie posiadasz takowych - po prostu wpisz swój nick w polu "nazwa". Będzie miło zwracać się "po nazwie"
- jeśli wybierasz "Anonimowy" - na końcu komentarza wpisz swój nick.
Weryfikacja obrazkowa jest wyłączona. Dzięki za wpis.