 |
"Selfie", Przystanek Woodstock 2015, Coolpix L26 |
"Kiedyś" się płaciło, i nie trzeba było fotografa o wykonanie portretu/pamiątki specjalnie prosić.
Później można było poprosić kogoś w pobliżu, ale musiał się na tym cokolwiek znać, sprzęt nie był aż tak prosty. Jeszcze później aparaty dostały samowyzwalacze, co w połączeniu ze statywem pozwalało obyć się bez niczyjej pomocy. Kolejnym krokiem były aparaty małe, kompaktowe, automatyczne, do takich aparatów nie zabierało się statywu bo zestaw stawał się komiczny w połączeniu małpka+stojak. Więc można było poprosić kogoś, by popatrzył tu i wcisnął tu. I tak się działo. Jeszcze później nadeszła era elektroniczna i chyba równolegle z nią ta, w której przestaliśmy sobie ufać. Więc nie proszono nikogo o zdjęcie, statywu nie używało się z powodów wymienionych wcześniej. Więc zdjęcia zawsze były bez jednego z członków grupy. Albo było ich dwa, raz bez jednego, raz bez drugiego. Kolejnym etapem był telefon z aparatem, po nim zaś telefon z dwoma aparatami - jednym z przodu, drugim z tyłu. I tym z przodu można sobie zrobić zdjęcie obserwując kadr w głównym wyświetlaczu. Ograniczało wtedy pole widzenia przedniej soczewki, długość ramienia pozwalała objąć jedną-dwie osoby.
I wtedy nadszedł "selfie - stick". Nikogo już nie trzeba prosić. Pole widzenia stało się wystarczająco szerokie. Można samemu i dla siebie samego. Znak czasów.
Dziękuję sympatycznej ekipie za pozowanie do tego zdjęcia. :)
moja Druga Połowa zakupiła. Okazało się że jest niekompatybilny ze zwykłymi "śmiertelnymi" telefonami. Po wyciągnięciu kijka mogę sobie na odległość przybliżyć i oddalić...
OdpowiedzUsuńTo może samowyzwalacz niech włączy. Ujmie to kijkowi nieco właściwości, jednocześnie uratuje resztkę jego "godności"... 😉
Usuń