piątek, 16 sierpnia 2013

Glinianki.

 Pamiętam jedyne kąpielisko w moim mieście. Jak przez mgłę pamiętam czasy jego największej świetności, czasy świetności łuszczącej się i kurczącej pamiętam już wyraźniej.
Pewnie niejeden z Was pamięta również, więc nie będę opisywał szczegółowo czasów przeszłych, jak wygląda teraz - lepiej przemilczeć. Substancja zastana, ta z czasów gdy w każdej niemalże wsi był basen, o mieście nie wspominając, popadła w ruinę ostateczną na tyle wcześnie po wojnie, że nie pamiętam aby któryś z pozostawionych w Bogatyni basenów działał po nastaniu nowej administracji - jeśli się mylę, proszę mnie poprawić. Basen w Opolnie ostał się najdłużej, do późnych lat osiemdziesiątych funkcjonując jako-tako. Nie kąpałem się nigdy tam. Glinianki natomiast pamiętam od zawsze.
  Glinianki z nazwy kojarzyły mi się z nieczynnymi, zalanymi wyrobiskami. Te bogatyńskie są zbiornikami odmulającymi wody kopalniane. Baseny stanowiące stopnie wodne zawsze kusiły jako miejsce wodnych harców. Obserwowane najpierw przez mur przedszkolnego ogrodu, przedszkola do którego uczęszczałem. Odwiedzane na przedszkolnych spacerach. W czasach świetności Zalewu.
  Sprawa kąpieliska w moim mieście wraca z czteroletnią częstotliwością na handlową ladę, lukruje się ją wtedy i ozdabia. Daje powąchać, zobaczyć przez szybę. Pakuje w papier i kładzie na wystawie. Aż do zmierzchu handlowej niedzieli. Wtedy wraca na półkę. Z półki do kufra. Z kufra do zamrażarki. Kto chce, ten wierzy. Kto nie chce - nie wierzy. Jedni i drudzy pakują się do aut i oblegają niedalekie zagraniczne akweny. Płacą i wchodzą. Są też tacy, co takiej możliwości z różnych przyczyn nie mają. I radzą sobie jak mogą.

                                Spiętrzone kamieniami i gruzem, uszczelnione obietnicami.




 Dbają o swój kawałek przestrzeni. Pilnują siebie nawzajem. Mają miejsce pikników i kąpieli. Na miarę swoich potrzeb i możliwości. Nie czekają na cud. Biorą sprawy w swoje ręce, nudów nie ma. Narzekania nie ma.











 Bogatynia, Glinianki. Sierpień 2013.



11 komentarzy:

  1. Wiedziałam, że dziś będzie wpis. Czekałam. Warto było...

    OdpowiedzUsuń
  2. W Zgorzelcu takim miejscem był (też) zalew. Ten na Czerwonej Wodzie obecnie z remontowanym jazem. Wspominam lata młodzieńcze gdy tak beztrosko skakałem do wody - jak na Twoich zdjęciach... Teraz bym nie skoczył (bo stary niby mądrzejszy) , zerknąłbym na czystość wody , brak ratownika (mi w sumie zbyteczny) i otoczenie. Odjechałbym właśnie na zagraniczny akwen... Czasy i wymagania zmieniają się. Ale młode lata fajnie się wspomina :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoki wyglądają strasznie, jednak pamiętam z dawnych lat że dno się sprawdzało, teraz pewnie jest podobnie ;)
      Czystość wody ? Biologicznie pewnie zanieczyszczona nie jest, może trochę zamulona...

      Usuń
  3. chyba każdy zna takie kąpielisko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na basenie w Opolnie pływałam:-), na gliniankach nigdy:-). Gdy byłyśmy dzieciakami moja koleżanka utopiła się na moich oczach na bogatyńskim zalewie i już nigdy nie kąpałam się na dzikim kąpielisku! Trzymam się od nich z daleka i wybieram miejsca do kompania przeznaczone:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na gliniankach i na zalewie pływałem, w Opolnie nigdy. Zawsze mi było trudno uwierzyć, jak można się utopić na niewielkim zalewie, ale tych przypadków było tam kilka (o tych co wiem). Trauma, nie zazdroszczę...

      Usuń
  5. No cóż.
    Dzieciństwo.

    A teraz dreszcz przechodzi od samego patrzenia. Dziwna ta dorosłość.

    OdpowiedzUsuń

Dodając komentarz:
- jeśli masz stronę/bloga na innej platformie wybierz: "nazwa/adres URL'', gdzie w polu "nazwa" wpisujesz nazwę, w polu "URL" wklejasz adres strony/bloga. Jeśli nie posiadasz takowych - po prostu wpisz swój nick w polu "nazwa". Będzie miło zwracać się "po nazwie"
- jeśli wybierasz "Anonimowy" - na końcu komentarza wpisz swój nick.
Weryfikacja obrazkowa jest wyłączona. Dzięki za wpis.