Pierwsze kadry motocrossu robiłem jakieś 23-25 lat temu szerokoobrazkowym "Druhem Synchro", radziecką "Smeną" i jakimś małoobrazkowym "plastikiem". Później biegiem do piwnicy. Pierwsza obróbka w światłoszczelnej puszce "Krokus", 2x15 min + 1x10 minut. Szybkie suszenie negatywu, powiększalnik "Zenit" i rzuty na papier. Chemia powtórnie 1x do ukazania obrazu /5min/, następnie 1x5 min i 1x10min. Do tego od 10 do 15 naświetleń papierów po 2-10 sekund plus czas na ustawianie maskownicy i przysłony, z ostrością. Minimalny czas potrzebny do ujrzenia efektów motocrossowej sesji, od schowania aparatu do futerału poprzez obróbkę negatywów i pozytywów w piwnicy. Teraz mam wrażenie, że jest prościej...
"Krosa" imitował rower składak, koniecznie bez błotników, koniecznie bez lamp i dzwonka. Koniecznie z zaspawanym na stałe zawiasem do składania. Z łysymi jak żarówka oponami - taka była konieczność. Opon w sklepach nie było. Mimo to mam wrażenie że było prościej. Wtedy. Bawić się było prościej. Nalepki musiał mieć i "numer startowy". Nalepki były zrywane z niemieckich szamponów i innych opakowań. Nalepek w sklepach nie było, więc radzili sobie chłopaki jak mogli. Ważne, że niezrozumiałe było co na nalepce. Kolorowo było na tych ramach.
Jawy jeździły, Cezetki i Simsonki. Huk był i śmierdziało spalinami. Masa gapiów. Trochę kolorowo, nie tak jak teraz. Ale zdjęcia czarno-białe. Nic to. I tak wrażeń była masa. Plotki chodziły po osiedlu, że "do krosu będą przyjmować, trzeba ze swoim rowerem przyjść". Wszyscy wtedy trenowali. Strzelały szprychy, pękały ramy. Dało się za darmo naprawić, pospawać. Prościej jakoś było...
Dziś mamy 2013rok. Cyfrowe aparaty, czterosuwowe silniki, cyfrowe ciemnie, chińskie rowery których nie da się pospawać. Bo mają badziewne ramy, bo nikt nie spawa, bo nikt do "krosu" nie trenuje. Spaliny nie pachną, nikt już chyba nie kąpie negatywów w chemii. Nalepki są w sklepach i opony jakie chcesz. I sprzęt jaki chcesz. Użyłem DSLR A200, DT 35/1.8, w niektórych przypadkach flesz Minolta 3500xi. Ciemnię z czterordzeniowym procesorem.
Rydwany Trójstyku, Bogatynia 2013.
Kiedyś w ogóel wszystko było fajniejsze i wymagające większej zapobiegliwości niż dzisiaj.
OdpowiedzUsuńA co do tradycyjnej fotografii sa jeszcze profesjonaliści (artyści), kórzy świadomie posługują się ta techniką, bo przy niej właśnie wychodzi prawdziwy artyzm, kórego nie poprawi fotoszop:-)
Też tak myślę, że było fajniejsze. Może dlatego że to dzieciństwo i młodość ?
OdpowiedzUsuńCo do technik tradycyjnych - na temat artyzmu się nie będę wypowiadał - ale w temacie poprawek. Da się. Dużo się da. Większym nakładem wiedzy i środków - ale się da :)
Było niby prościej...
OdpowiedzUsuńNiby , bo wg mnie akurat teraz jest prościej :)
Jest mniejszy szacunek do rzeczy nabytej - bo łatwo kupić. Może o to też chodzi...
Takie czasy ;)
Kiedyś.. a dziewczyny jakie chętne były ...
OdpowiedzUsuńSwiatłoszczelna puszka nazywała sie koreks, a powiększalnik był Krokus.
I łazienka wielofuncyjna, w nocy zamieniala sie w ciemnię.
Ja miałem powiększalnik "Zenith" :) Masz rację, kiedyś splendor był większy. Teraz to może każdy, i jest to powszednie...
UsuńUwielbiam. Wyścigi samochodowe też robią wrażenie, ale w tym przypadku taka jazda to zupełnie inna kategoria. Motocross nie jest dla tych, którzy boją się prędkości i nie mają umiejętności sprawnego kierowania crossem.
OdpowiedzUsuńWymaga też siły i żelaznej kondycji, taki motor jest dość narowisty... 😊
UsuńDla to jest dopiero wyższa klasa jazdy. Nie dość, że jazda trudna, to jeszcze możliwość akrobacji i wyskoków robi tak ogromne wrażenie, że wydaje się, iż kierowcy przełamują prawa fizyki. Mogę ich oglądać bez przerwy.
OdpowiedzUsuńWydaje się że przełamują prawa fizyki, a tymczasem oni je właśnie je umiejętnie wykorzystują :)
Usuń